Muszę przyznać, że palety Chanel już na pierwszy rzut oka są bardzo kuszące. Przyjemna kolorystyka, no i oczywiście to klasyczne Chanelowe opakowanie... Trudno przejść obok nich obojętnie. Niestety, pomimo że mam je od jakiś dwóch miesięcy to są to cienie, po które sięgam najrzadziej.
KOLORY
Kolory Chanel i ich połączenia są naprawdę pięknie - nawet niebieska paleta Lagons, pomimo że bardzo nie lubię niebieskości na oczach, wygląda wyjątkowo interesująco. Vanites zachwyca pięknymi połączeniami "nieoczywistych" fioletów i fiołkowych odcieni. Mystic Eyes to paleta, która łączy brązy ze srebrzystą szarością - bardzo lubię takie połączenie na czach. Pod względem kolorów Chanel są bezbłędne, do tego dochodzi wielki wybór palet - jest ich parenaście, a sezonowo możemy kupić równie ciekawe limitowanki. W Europie dostępne są jedynie w wersji cieni okrągłych, nad czym ubolewam niezmiernie, ponieważ kwadraty są oceniane jako bardziej kremowe i napigmentowane.
I tu niestety nic dobrego o nich powiedzieć nie mogę :(. Aby wydobyć z nich kolor, trzeba użyć bardo dużo cieni. Są mało napigmentowane, a na sucho bardzo się osypują. Niestety, kiedy cień jest jednocześnie słabo napigmentowany i osypujący, to trudno z nim pracować. Wielokrotnie po wykonaniu bardzo starannego, skrupulatnego makijażu uzyskiwałam marny efekt "bałaganu", przez to że cienie się kiepsko blendowały i nie były dostatecznie przyczepne. Dlatego wydaje mi się, że są to cienie dla osób lubiących bardzo subtelny efekt na oczach, do szybkiego makijażu - bo niestety zabawa wszystkimi czterema kolorami nie daje dobrych rezultatów. Zwłaszcza pędzlem - do nakładania zdecydowanie lepiej się nadają aplikatory z gąbki, za którymi nie przepadam. Najgorszą pigmentację posiadają cienie Lagons, nawet załączonym aplikatorem ciężko wydobyć z nich kolor. Wydaje mi się, że są one ze starszej linii, przed poprawieniem przez Chanel formulacji cieni.
Ponadto, jest to ten typ cieni, po których w drugiej połowie dnia nie zostaje nawet wspomnienie. W moim przypadku nie tylko się gromadzą w załamaniu powieki, ale także osypują się pod oczami. Dlatego też nie stosuję ich codziennie, co najwyżej wtedy kiedy chcę wyjść gdzieś na 2-3 godziny i wrócić do domu.
Chanel Vanites |
Kolejną rzeczą, która mnie rozczarowała, to wykończenie - wiedziałam że jest lekko połyskujące, jednak przez specyfikę formulacji kamień jest jakby "gruboziarnisty", a cienie dają efekt średnio połyskującego brokatu. Daje to według mnie dość pospolity, żeby nie użyć słowa "tani".... Bo cienie tanie na pewno nie są, a już na pewno nie są warte swojej ceny.
Podsumowując: niestety ogromny zawód obecnie najgorsze wysoko półkowe cienie jakie stosowałam. Są jednak tacy, co je lubią. Na pewno nadadzą się dla kobiet które nie lubią się "bawić" makijażem, liczą na szybki efekt i nakładają cienie na całą powiekę, najchętniej załączonym aplikatorem. Ale czy warto za cenę rzędu 200 złotych?
podoba mi się ta z niebieskościami :) szkoda, że słaba pigmentacja :(
OdpowiedzUsuńfaktycznie efekt bardzo subtelny..dla mnie troszkę za bardzo, bo gdy łącze takie cienie np z cieniami Sleeka to gdzieś giną zupełnie na powiece :(
OdpowiedzUsuńmam tez ich kilka i potwierdzam-sá bardzo slabo pigmentowane i wydobycie koloru to sztuka :(
OdpowiedzUsuńwiem ze wersje amerykanskie sá znakomite i amerykanki nie majá problemu z cieniami.u nas w Europie sá one opalane wiec niestety przez to malo pigmentowane...
A szkoda...
Co jedynie naprawde dobre i warte kupna jest to te pojedyncze cienie od Chanel, mam ich tez sporo i nigdy mnie nie zawiodly!
Mystic Eyes ma piękne kolory,ale ja jednak nie dałbym tyle za cienie do powiek. Wolę trzymać się palet Sleek,które polecam :)
OdpowiedzUsuńTeż chorowałam na cienie Chanel. Całe szczęście że w porę się ogarnęłam bo bym żałowała wyrzuconych w błoto 2stów.
OdpowiedzUsuńJa mam paletki od Diora i jestem zadowolona z pigmentacji. Cena podobna.
OdpowiedzUsuńCóż za rozczarowanie... a kiedyś miałam taką ochotę po nie sięgnąć. Dziękuję za przestrogę. Pozdrawiam i zapraszam do mojego raczkującego bloga :)
OdpowiedzUsuń